Miłość i Świadomość jest w Nas, dlatego możemy uzdrawiać Nasze Życie i Zdrowie…

Lidia Iwanowska

 

Moja historia…

 

Bez wystarczającej wiedzy i doświadczenia w obszarze życia i zdrowia, znalazłam się w trudnej sytuacji, zbliżając się do punktu życiowych wyzwań w różnych aspektach. Zniszczenie mojego zdrowia spowodowało konieczność przejścia na rentę inwalidzką, z prognozą trwających niedomagań aż do późnego okresu życia.

Jednak przyszedł moment, kiedy postanowiłam przerwać słuchanie wszelkich pesymistycznych opinii otaczających mnie ludzi i podjąć pełną kontrolę nad swoim życiem. Zdecydowałam się na odkrywanie nieznanego mi dotąd obszaru życia i zdrowia. Teraz wiem, że wszystko zaczyna się od odważnej decyzji i pierwszego kroku naprzód, nawet gdy w mrocznym tunelu nie widać jeszcze promienia światła.

Zaczęłam poszukiwać dla siebie światła życia i zdrowia. I – co najbardziej budujące – udało się to, ponieważ każdego dnia wybierałam lepszą ścieżkę samorozwoju oraz nowe dla mnie doświadczenia, które zepchnęły na boczny tor złowrogie prognozy, jakie mnie wcześniej otaczały. Teraz już wiem z pewnością, że krok po kroku, każdego dnia, można odbudować wszystko to, co się straciło. Wystarczy bardzo pragnąć, pokonując przy tym odczuwany ból. Należy wyznaczyć sobie cel i trwać przy nim. A kluczem do tego jest determinacja.

Te słowa napisałam specjalnie dla Ciebie, z łzą w oku, ale również z uśmiechem na twarzy, w Walentynkowy wieczór, 14 lutego 2024 roku. Pisałam je z wiarą i przekonaniem, że wszystko jest możliwe, gdy poświęcamy się czemuś, co kochamy, czyli naszemu życiu i zdrowiu, skupiając na nich naszą uwagę i część czasu, aby w przyszłości cieszyć się wspaniałymi owocami naszych wyborów i działań!

 Z miłością do Ciebie,        

Lidia         

Tu, gdzie wszystko się zaczyna

W 2000 roku zdiagnozowano u mnie stwardnienie rozsiane. Wtedy pracowałam jako fizjoterapeutka, a niektórzy z moich pacjentów borykali się z tą chorobą. Zauważyłam, że coś było z nimi nie tak. U żadnego z nich nie było poprawy. Wręcz przeciwnie! Otrzymywali leki, które przez chwilę jedynie łagodziły objawy. Jednak stan wielu moich pacjentów bardzo szybko się pogarszał, jeśli chodzi o ich zdrowie fizyczne, psychiczne i emocjonalne.

 

Moja choroba również postępowała dość szybko. Jeden z czołowych neurologów na Środkowym Zachodzie USA, specjalizujący się w leczeniu stwardnienia rozsianego, powiedział, że to tylko kwestia czasu, kiedy będę już na stałe przykuta do wózka inwalidzkiego. Były dni, kiedy nie mogłam wstać i dosłownie czołgałam się po domu. Jednak zdarzały się też dni, kiedy – będąc zdeterminowana, aby nie używać żadnych wspomagających akcesoriów do chodzenia – mogłam wstać i chodzić o własnych siłach, opierając się o meble i tylko czasami upadając. Moje nogi i ręce były ograniczone bólem, który czułam od pasa w dół. Ubranie i rutynowe kąpiele były wyjątkowo trudne, a na skórze odczuwałam pieczenie. Byłam chora, jak moi pacjenci, z którymi pracowałam jako fizjoterapeutka.

 

Jako pedagog, analizując wszystko, co się wokół mnie działo, wiedziałam, że muszę jak najszybciej zacząć działać, zanim nie będę w stanie już niczego zrobić o własnych siłach. Otrzymałam możliwość przyjmowania leków sterydowych jako „leczenia”, ale wiedziałam, że środki anaboliczne na mnie nie zadziałają. Przestudiowałam wnikliwie publikacje naukowe i wybrałam drogę życia, która doprowadź do mojego pełnego wyzdrowienia w krótkim czasie. Dzięki holistycznemu podejściu, moje stwardnienie rozsiane zniknęło bez śladu. Całkowicie wyzdrowiałam. 

 
Kolejny życiowy sprawdzian

Niedługo potem rozpoczęłam fascynującą podróż w zakresie samokształcenia. Zaskoczona faktem, że moje ciało odzyskało zdrowie, postanowiłam kontynuować studia z biologii molekularnej i komórkowej, a także pogłębiać wiedzę na temat suplementacji oraz zdrowego odżywiania. Czułam, że odkryłam coś niezwykle wartościowego! Coś, czym mogłabym się podzielić z innymi…

Moje wyzwania zdrowotne nie zniknęły jednak na zawsze. Uzbrojona w nową wiedzę z nauki, ponownie stanęłam przed następnymi wyzwaniami zdrowotnymi. W czasie stawiania czoła stwardnieniu rozsianemu, a nawet wcześniej, borykałam się z problemami sercowymi. To było dla mnie bardzo niepokojące. Doświadczałam innego rodzaju bólu, a nawet momentów paraliżującego lęku.

Pamiętam, jak siedziałam na krawędzi łóżka i odczuwałam silny ból w klatce piersiowej, którego intensywność rosła z każdym oddechem. Było to podobne do tego, o czym mówią kardiologowie – z bólem i drętwieniem w lewej ręce. Migotanie przedsionków serca, palpitacje i lęk często uniemożliwiały mi spokojne zasypianie w nocy. Nieprzewidywalne bicie serca gwałtownie wstrząsało moim ciałem.

W tamtym czasie byłam wciąż na drodze do coraz większej liczby leków. Pomiędzy wizytami u kardiologa zalecane mi były alfa-blokery, beta-blokery i blokery kanału wapniowego, zażywając je jedne po drugich, bez widocznej ulgi. W końcu postanowiłam przerwać branie leków i ograniczyć się w niekończących się testach, które na mnie przeprowadzano. Zrezygnowałam również z wizyt u kardiologa. Wiedziałam, że muszę poszukać alternatyw, które pomogą mi wrócić do zdrowia. Zrozumiałam, że muszę zmienić swoje codzienne nawyki żywieniowe i uspokoić chaotyczne myśli. Wkrótce bóle w klatce piersiowej ustąpiły. Palpitacje, ból i lęk, które towarzyszyły tym wydarzeniom stały się historią.

Gdy myślałam, że już po wszystkim

Wszystkie wcześniejsze wyzwania zdrowotne zostały pokonane. Stwardnienie rozsiane, problemy z sercem, reumatoidalne zapalenie stawów i problemy z tarczycą ustały już w czasie mojej pierwszej ciąży. Jednak trudności finansowe i utrata pracy, zarówno dla mojego męża, jak i dla mnie, przyniosły smutek do naszego codziennego życia. Stres związany z tym wszystkim ponownie negatywnie wpłynął na moje zdrowie. Dwa miesiące po narodzinach drugiego dziecka, zaczęłam doświadczać krwawienia z przewodu pokarmowego. Mimo braku ubezpieczenia, jedynymi myślami byli moi dwaj synowie. Potrzebowali mnie tak samo, jak ja ich.

Strach przed możliwością zachorowania na nowotwór złośliwy stale mi towarzyszył. Kiedy moje dwie pociechy zasypiały, ja ponownie zagłębiałam się w poszukiwaniu informacji. Wniknęłam głęboko w badania naukowe i odkrycia medyczne.

Ból brzucha, który wielokrotnie odczuwałam, przypominał mi uczucie połknięcia piłki golfowej. Odczuwałam ogromne zmęczenie, a ból zdawał się przemieszczać po całym brzuchu. Zdecydowałam się przejść testy w Europie. Lekarze stwierdzili, że mam sześć krwawiących wrzodów, które zajmowały dosłownie dwie trzecie mojego żołądka. Zaproponowano operację w celu zatrzymania krwawienia. Wrzody mogły ewentualnie prowadzić do rozwoju raka, ale nie były związane z bakterią H. pylori, które są łatwiejsze w leczeniu.

Spójność ducha i ciała

Dlaczego moja zdrowa dieta nie przyniosła rezultatów? Wciąż nad tym rozmyślałam. Moje owrzodzenie było efektem ciągłego napięcia w moim życiu oraz wewnętrznych urazów spowodowanych stanem zapalnym, który nigdy nie został całkowicie wyleczony. A by tego dokonać, trzeba zsynchronizować umysł i emocjonalność z ciałem fizycznym. Wtedy właśnie zrozumiałam, jak silna jest zależność pomiędzy poziomem stres,  a zdrowiem ciała fizycznego. To jest przecież jedność.

Dla mnie jest jasne, że zostaliśmy stworzeni na obraz Boga. Dlatego ciało, umysł i duch są ze sobą splecione i współdziałają, a nie funkcjonują oddzielnie, jak próbuje się nam to wmówić. Zgodnie z medycyną tradycyjną, zaleca się stosowanie leków na schorzenia poszczególnych organów według wskazówek lekarzy, ale skutki uboczne mogą szkodzić innym częściom ciała. W skrócie, to może być sytuacja bez wyjścia. Dlatego tak dogłębnie zanurzyłam się w zagadnienia związane z ciałem i  umysłem, czytając i studiując wszystko, co tylko mogłam znaleźć na ten temat. Ponownie udało mi się wyzdrowieć!  Żadna operacja nie była już konieczna.

Światło, które chcę nieść dalej

W tym samym czasie dowiedziałam się, że narośla na mojej skórze to czerniak. Z danych statystycznych wynika, że co godzinę umiera na tego typu raka jeden Amerykanin. Nowotwór ten jest bardzo groźny. Jednakże udało mi się zatrzymać jego postęp dzięki właściwemu leczniczemu odżywianiu, organicznej suplementacji oraz podejściu holistycznemu (psychofizjologii).

Jestem niezwykle szczęśliwa i wdzięczna za życie. Choroby, które przezwyciężyłam, zainspirowały mnie do przekazywania, jak ważne jest podejmowanie świadomych i przemyślanych decyzji dotyczących jakości naszego życia. Spożywanie odpowiednich pokarmów, oczyszczanie organizmu i skupienie się na mocy zdrowych emocji i myśli, stanowią najlepsze lekarstwo zarówno w zapobieganiu chorobom jak i ich eliminacji. W kontekście moich dotychczasowych problemów zdrowotnych, to odkrycie było jak olśnienie, prowadzące od jednego źródła światła do drugiego. Od tego momentu zaczęłam postrzegać świat z większą wrażliwością i głębszym poczuciem wdzięczności. Oznacza to, że w moim sercu doświadczałam radości na głębszym poziomie, gdzie duchowość świata, z natchnieniem miłości od Boga, oferuje nam pomoc, zarówno w przenośni, jak i dosłownie.

 
Medycyna holistyczna

Przytoczę jeszcze jedną, ostatnią historię (na tych stronach opisu). Pewnego dnia poszłam do dentysty na rutynową kontrolę. Lekarz usunął zewnętrzną warstwę moich plomb amalgamatowych, aby zbadać, co trzeba poprawić. W drodze do domu zaczęłam czuć się słabo, a głowa zaczęła mnie bardzo boleć. W ciągu dwóch godzin po wizycie poczułam się osłabiona, zaczęłam wymiotować i utraciłam energię motoryczną.

Kiedy obudziłam się następnego ranka, zdałam sobie sprawę, że nie mogę w pełni ruszyć prawą nogą. Pomimo tego, zdołałam wstać, udać się do pracy, aby pomóc cierpiącym. Łatwiej zrozumieć cierpienie drugiego człowieka, kiedy cierpi się samemu. Po wielu badaniach okazało się, że zatrucie rtęcią spowodowało obumarcie komórek nerwowych w moim organizmie, podobnie jak w przypadku wcześniejszego stwardnienia rozsianego. Było to porażenie obwodowego układu nerwowego w około 90%.

Czas mijał, a chodzenie stawało się coraz bardziej uciążliwe i trudne. Moje mięśnie osłabły, a ból się nasilał. Jednak koncentracja na umyśle, ciele i duchu była niezbędna… To właśnie holistyczne podejście było kluczowe dla mojego wyzdrowienia. Dzięki odpowiedniemu odżywianiu leczniczemu i wykorzystaniu mojego fizjoterapeutycznego doświadczenia usprawniłam ruch motoryczny mojego ciała. Zatrucie rtęcią poszło w niepamięć, dzięki skutecznej metodzie codziennej detoksykacji, którą stosowałam.

Moja misja i cel

 

Nauczyłam się i zrozumiałam, że sukces przychodzi wtedy, kiedy wytrwale i z pasją, dzień po dniu, realizujemy to, co kochamy, tworząc wartości, które przynoszą wielkie korzyści dla wielu ludzi na drodze do lepszego jutra.

 

Podążając tą wybraną ścieżką, odkryłam, że każdy sukces jest osiągalny, każda choroba jest do przezwyciężenia, a przyszłość ma dużą szansę być pełniejsza w sukces i zdrowie, gdzie poprzednie niepowodzenia, choroby i smutek zostają już tylko przeszłością.

Moją misją jest poszerzanie świadomości i udzielanie każdemu, kto sobie tego życzy, wskazówek oraz wsparcia, abyśmy stali się jak najlepszą wersją samych siebie. Taką, na jaką w pełni zasługujemy. Nawet jeśli jesteś tylko jedną osobą na sto, która pragnie zmiany w swoim życiu. Pamiętaj: „Zaufanie jest najważniejszym elementem życia”. Wybór należy do Ciebie.

„Kiedy zaczniemy pogłębiać nasze nierozerwalne połączenie ze źródłem Miłości, strach, niepewność i trwoga znikną”
 
Z Przyjaźnią i Miłością,
Lidia Iwanowska